czwartek, 14 lutego 2008

Task 5 - uzupełnienie

No i zadziałało. No, może nie wszystkim ale najlepszy poleciał 174km.
Było kilka stówek lub prawie stówek - w tym jedna nasza. 97km Grześka Szafranskiego, skok za Bingarę. Start późny - chmury niby ładne ale nie ciągną. Wilgoć. Raz po raz grupka pilotów odlatuje i wraca nad górę. Startujemy późno żeby dać szansę warunowi.
Dość mocny wiatr zrywa termikę. Żagiel nad startem wydaje się nie mieć końca. W końcu udaje się oderwać od cyca. Kacper leci 52km, Przemek łyka go o 1km. Ja glebię na 10km. Pocieszenie, że wielu pilotów padło pod górką nie wiele pomaga. Syndrom Pesona?
Na koniec zostaję rażony prądem z elektrycznego pastucha. Co za dzień...
Grzesiek Olejnik zgarnia mnie z drogi i W ekspresowym tempie wracamy na start podjęć kolejną próbę. Na górze wieje do 40km/h, chwilami mocniej. Spóźniliśmy się 20 min. Ok 15:30 wystartował szef góry - Godfrey. Poleciał 95km.
Czekamy do zachodu fotografując kangury, które przyszły na startowisko. Zjeżdżamy bo wiatr nie słabnie.


W międzyczasie Pietja się pochorował i sieje na wszystkie strony. Jakoś się trzymamy ale czuć, że wystarczy jedno przechłodzenie żeby organizm się poddał. Mam dość antybiotyków na ten rok.

3 komentarze:

Ziółek pisze...

Tomo,

Powiedz Jumbo, żeby tą czarną czapkę nosił tylko do szpanowania a nie do latania. W niej się, q..a, nie lata. Ona jakieś złe fluidy na latanie daje. Niech sobie kupi taki farmerski kapelusz brudno-biało-zielony (i podpisze na tym zielonym rondzie od spodu, flamastrem, że to jego). Ten kapelusz daje mega power.

Powodzenia, dawajcie czadu!
zxc

Anonimowy pisze...

Ale staremu przez to nie będzie pasować do reszty zółto czarnego stroju pszczółki :D

Właśnie chodzi o szpan... a o co innego :D

Anonimowy pisze...

Krzychu, to trzeba mi było od razu mówić jak mi ją dawałeś. Zaraz ją wywlę i idę do sklepu po farmerski kapelusz. Pozdrawiam jumbo