sobota, 16 lutego 2008

Task 8

Kolejny dzień z chmurami płaskimi jak hamburgery. Startuję ok 13-tej i po 5 minutach top landing. Oficjalnie dlatego, że źle się wpiąłem. Prawda jest taka, że nie działa i nie chce dać się strącić. Skwar jest.

Drugi start za 15 minut. Mocna trójka do samej podstawy na 1800m i dalej jak wczoraj. Utknąłem w połowie drogi do lejkowej doliny. Przez dobre pół godziny nic się nie dzieje. 100m w dół, 100 w górę. Podlatuje grupa glajtów, robi się chmura i jedziemy dalej.

Lecimy w grupie. Fajnie działa. 15 glajtów. Super widoki. Trzeba roioć zdjęcia ale baterie padły. Czekam aż wykręcimy do końca i zmieniam baterie. Trzepie, lecę trochę bezwładnie na warzywo. Peleton pociska więc tracę odległość. Jesteśmy jakieś 30km przed Narrabri. Zmieniłem baterie tylko obiekty mi odleciały. Do tego jestem nisko. Silny wiatr, prędkości 65-70km/h.

Mam jakies 1500m gdy dopada mnie mega duszenie. Mam łąkę do lądowania, taką dużą w razie gdyby przyszło lądować na wstecznym. Speed pod wiatr i nagle jak nie sieknie. Z dycha do góry. Zakręcam to jakoś, chwila, dosłownie 2 sekundy na złapanie oddechu i znowu. Robię w tym czymś jakies 300m. Przy tym wietrze i buchających polach to ok 10km dodatkowej Jazdy.
Ląduje na +/- 85 kilometrze od Mt Borah z prędkości 60km/h. Grupa, z którą leciałem odlatuje z wiatrem. Zrobią pewnie ze 120 albo więcej jeżeli zaczepią się pod chmury. Zachciało mi się zdjęć.
Kacper przelatuje nade mną i ląduje u tego samego farmera co ja wczoraj. Mieli chłopaki zdziwienie gdy "złapali" kolejnego Polaka :-)
















Brak komentarzy: