piątek, 8 lutego 2008

Welcome to Oz - w końcu w Manilli

Jesteśmy w Manilli. Biuro zawodów w Klubie Kombatanta - można powiedzieć jak zwykle. Trochę się nam posypał plan transportu z Sydney. Od początku:
Przylecieliśmy o 40 min wcześniej niż przewidywał rozkład - czyli ok. Ogarnęliśmy auto. Na pierwszy rzut oka widać, że nie zmieści 7 gości z glajtami i bagażami. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami Przemek z Pietją wybierają pociąg. Dzięki temu zmieszczą się pozostali. Przylatują za ok godzinę. OK, chłopaki pojechali na "Centralniak", żeby łapać pociąg do Tamworth podczas gdy ja mam przechwycić resztę grupy. Nie minęło pół godziny, dzwoni Przemek:

- Wracamy, czekajcie na nas. Nie ma miejsc w pociągu do Tamworth.
- ok, jeszcze nikt nie przyleciał, siedzę przy kawaiarni (i próbuję właśnie poblogować ale bateria zdycha) - odpowiadam.

Po jakimś czasie jesteśmy wszyscy w komplecie. Nas trzech, 2 Słoweńców, Chorwat i Kacper, który doleciał z Cho Chi Minh City (Vietnam). Nie ważne jak dobrzy bylibyśmy w Tetrisa - nie upachamy tego wszystkiego w nasze Tarago. Autobus o 14-tej też odpada. W końcu bierzemy drugi samochód na 24h. W ten sposób zawieziemy się wszycy do Manilli i jutro rano oddamy mniejsze auto w Tamworth (45km obok). Tarago wystarczy żeby pomieścić glajty ale nie bagaże.

W chwili gdy piszę tego posta jesteśmy zrejestrowani na zawody, podzieleni na teamy, najedzeni i kompletnie padnięci. O smrodzie podróżnym nie wspominając. Ten ciągnie się za nami niczym welon komety Hale Bop'a czy jak mu tam. Oczywiście telefony nie działają tak jak powinny ale tego się akurat spodziewaliśmy.
O 20.00 czasu lokalnego rozpoczyna się Welcome Ceremony więc siedzimy w Klubie Kombatanta i w oczekiwaniu na imprezę próbujemy z trudem ustalić zwózki, częstotliwości. Po blisko dwóch nieprzespanych dobach trochę nam nie idzie ale przynajmniej wszyscy się starają. Jutro pierwszy task.



1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Stary, Ty tam za kangurami się uganiasz z jakąś szmatką na plecach a my tu Pen-Rate tracimy:-)
Wszyscy trzymamy za Ciebie kciuki!!!
Długich lotów i zimnego Fostersa życzymy.