wtorek, 19 lutego 2008

Wracamy

Koniec. Jedziemy do Sydney. Jeszcze tylko 26 godzin w samolocie i przywita nas piękny szaro-bury krajobraz. Mam nadzieję, że zima zdechnie szybko bo wracać się nie chce.

Przydałoby się jakoś podsumować wyjazd. Wyniki są na stronie zawodów i mówią same za siebie. Mimo słabej pogody padły bardzo poważne odległości choć nie wszyscy mogą mówić o szczęściu. Tak bywa. Mnie udało się zrealizować plan minimum tj. przekroczyć 170km. Jechałem po 200. Pozycja względem zeszłego roku poprawiona. Ogólnie ok.
Troche o ludziach bo Australijczycy zasługują, żeby poświęcić im kilka słów. Pietja miał podwózkę. Zostawił w samochodzie smycz. Farmer pofatygował się z tą smyczą na pocztę, wysłał ją poleconym do Godfreya z załączonym listem, że właśnie znalazł to w samochodzie, i że pewnie jest komuś potrzebne.


Inny przykład - jakoś tak nam wyszło, że znaleźliśmy się w Manilli bez auta. Nie ma problemu. Vicki z hotelu Royal dała nam swój samochód żeby podjechać 15km do domu. Oddaliśmy rano. itd, itd... można te historyjki mnożyć. Nie chce się wracać do zapyziałej Warszawy.


Za rok trzeba będzie powtórzyć :-)

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Przywieźcie nam trochę słońca =)
Pozdrawiam!
I gratuluję!

Anonimowy pisze...

Welcome to chujnia i mrok. W Warszawie +2 i pada.
Następnym razem nie odpuszczę, muszę tam wrócić.

Greg